piątek, 31 października 2014

Rozdział 6


Linsey

           -Jutro idę na to spotkanie z Philip’em Atkin’sem - powiedziałam mamie, gdy wracałyśmy do domu tuż po tym, jak odwiozłyśmy Connie - I Connie zaczęła wariować, robiąc z tego prawie, że święto narodowe - mama się zaśmiała bo zna Connie i wie, jak ona jest w tych sprawach.
           -A Ty co o tym myślisz? - spojrzała na mnie przez chwilę, zanim wróciła wzrokiem na jezdnie -Nie widzę ekscytacji.
           -A mam się ekscytować?
           -No wiesz kochanie, to pierwszy raz jak wychodzisz gdzieś z chłopakiem.
           -No i? - wzruszyłam ramionami - Dla mnie to tylko koleżeńskie spotkanie.
           -A dla niego?
           -Słucham? - zapytałam nie wiedząc, co mama ma na myśli mówiąc to. No bo o co może jej chodzić? Przecież on też wie, że to tylko koleżeńskie spotkanie prawda?
           -Oh Linsey, rozmawiałaś z nim na jakiej stopie jest to spotkanie?
           -Nie?
           -Tak więc nie wiesz jak on je widzi prawda? - pokiwałam tylko głową - Linsey, dla niego to jest pewnie randka.
           -Randka?! - krzyknęłam - Ale jak to randka?! - zaczynałam być tym naprawdę przerażona. Już druga bliska mi osoba, mówi, że to randka a ja? Ja nie chcę by to była randka! Chcę by to było tylko zwykłe koleżeńskie spotkanie. Czy powinnam napisać do Philip’a z pytaniem, jak on widzi nasze spotkanie? Czy dla niego to randka czy tez może zwykłe koleżeńskie spotkanie tak jak dla mnie?
           -Oh, daj spokój skarbie - zaczęła mama - Kiedyś to musiało się stać.
           -Stać co?
           -Ty chodząca na randki - zaśmiała się - Masz już szesnaście lat, jesteś ładną dziewczyną nie dziw się, że chłopcy zaczynają się Tobą interesować - poklepała mnie po udzie - A Philip wydaje się być miłym i mądrym chłopcem - przewróciłam oczami na słowa mamy. Ona zna go tylko z lekcji, więc nie może mieć pojęcia jaki jest Philip. Skąd ma pewność, że miły jest on tylko w szkole, no dobra w pracy też jest miły bo często przebywamy z Connie w Starbucks’ie, ale tam też musi być miły prawda? Inaczej klienci by się uskarżali i mógłby stracić pracę, która teraz jest pewnie dla niego ważna. Może te wszystkie zarobione pieniądze odkłada na studia? Albo również coś ważnego? - Po prostu idź i przekonaj się jaki jest - powiedziała - Może to naprawdę miły chłopak, któremu się podobasz i chce aby on podobał się Tobie - westchnęłam tylko na słowa mamy, ale tak naprawdę to przyznaję jej rację. Nie znam go i nie powinnam oceniać. Pójdę na to spotkanie i zobaczymy jak to będzie - Może chcesz sobie coś kupić na jutrzejszy dzień?
           -A powinnam?
           -Powinnaś - i tak oto zamiast do domu, obrałyśmy drogę do centrum handlowego.

***

           -Powinnaś wybrać do tych ciemnych jeans’ów jakiś sweterek a nie bluzę! - mama nie była zadowolona z mojego wyboru - Choć raz posłuchaj mnie w kwestii ubioru Linsey.
           -Ale dlaczego?
           -Bo powinnaś ładnie wyglądać, a ta bluza zniszczy cały wygląd.
           -Ugh, jesteś prawie jak Connie - rzuciłam w jej stronę, ale odwiesiłam bluzę i zaczęłam na nowo rozglądać się po sklepie by znaleźć coś pasującego. Ale jeśli teraz coś wybiorę to na pewno nie dam się zbyć. Będzie musiała mi już to kupić.

           Zatrzymałam się, gdy w moje oczy rzucił się wiszący na manekinie brzoskwiniowy sweterek, pod którym wisiała biała bokserka. Nie przepadam za takim ubiorem, ale ten zestaw sprawił, że się w nim zauroczyłam.
           -Mamo? - zawołałam ją i już po chwili stała obok mnie - A to? - wskazałam na podobający mi się zestaw.
           -Idealny - powiedziała i wiedziałam już, że to będzie moje, bez względu jaka będzie tego cena. Mam nigdy nie odmawiała mi takich rzeczy, zważając na to, że naprawdę rzadko chodziłam na ciuchowe zakupy, ale po tym gdy odszedł tata starała się być dla mnie jeszcze lepsza niż wcześniej. I naprawdę jest wspaniałą mamą. I nie mówię tego bo kupuje mi to na co mam ochotę bo tak nie jest. Na przykład na tatuaż się nie zgodziła. Powiedziała, że gdy skończę osiemnaście lat to będę robić ze swoim ciałem co mi się tylko podoba, ale dopóki nie mam tej upragnionej osiemnastki nie mam co liczyć na wymarzony od dziecka tatuaż.

           Zakochałam się w tych trwałych rysunkach, gdy jako dziecko byłam z tatą w wesołym miasteczku i sprzedający mężczyzna miał tatuaże. Strasznie mnie to zafascynowało i zapragnęłam mieć własny. Mama twierdziła, że to tylko dziecięca zachcianka, ale jak widać nadal o tym marzę - Ale mam nadzieję, że nie założysz do tego zestawu, tych swoich szmaciaków? - mama wyrwała mnie z mojego zamyślenia.
           -Nie - odpowiedziałam - Ubiorę te czarne balerinki, które miałam na weselu Ruth.
           -Dzięki Bogu.
           -Pójdziemy coś zjeść tutaj? - zapytałam - Naprawdę padam już z głodu.
           -Ja też, więc odpowiedź brzmi tak, pójdziemy coś zjeść zanim wrócimy do domu - mama jak to mama nie potrafiła odpowiedzieć krótkim ‘tak’, tylko musiała się rozwieść nad całą odpowiedzią. Chyba tak mają nauczyciele literatury.


           Weszłyśmy do restauracji, którą mama wybrała, ale tak długo jak podadzą mi tu cokolwiek do jedzenia i będzie to ludzkie, to nie interesuje mnie co to za restauracja. Jestem głodna i w tej chwili wszystko mi jedno gdzie zjem, no chyba, że będą tam podawać same zielsko.

           Usiadłyśmy w przedostatnim stoliku jaki był wolny, i który stał jakieś dwa stoliki od tych pod ścianą, ale nie obchodziło mnie to teraz. Byłam głodna i tylko jedzenie mnie w tej chwili interesowało. Najwidoczniej mamę, też po już wertowała strony karty dań. Poszłam więc za jej przykładem. Uśmiechnęłam się, gdy zauważyłam, że podają tu najprawdziwsze domowe dania i mają również w meni zupę pomidorową, to właśnie to sobie zamówiłam, ignorując marudzenie mamy, że tym się nawet nie najem, ale ja miałam właśnie na to ochotę i zdania nie zmieniłam.

           Czułam się tak jakby ktoś mnie obserwował, ale po rozejrzeniu się po całej restauracji, nie dostrzegłam nikogo, kto mógłby mnie obserwować. Była tu jakaś młoda para studentów, jakieś starsze małżeństwo, dwóch biznesmenów i jakiś chłopak po dwudziestce, który miał rozwichrzone brązowe włosy i mogłam równie dobrze powiedzieć, że miał przenikliwie niebieskie oczy, które wpatrzone były w witrynę sklepu i odbijały się od szyby, ale nikt nie zaglądał w naszą stronę.

           Odwróciłam się przodem do mamy i czekałam na nasze zamówienie, ale uczucie obserwowania w ogóle nie minęło, co trochę mnie przerażało. A jeśli to znów ciocia Harriet? Jeśli znów nas wyśledziła? Bo nie ma innego wyjaśnienia, w jaki sposób znalazła się w klinice.

           -Mamo?
           -Tak skarbie? - podniosła wzrok znad gazety, którą kupiła po drodze - Coś się stało?
           -Mogłabyś się rozejrzeć po restauracji i powiedzieć mi czy jest tu ktoś znajomy? - mama zmarszczyła brwi, ale rozejrzała się po całym pomieszczeniu.
           -Nie kochanie, nie widzę tu nikogo znajomego - powiedziała - Co się dzieje Linsey?
           -Nie chcę Cię straszyć, ale mam wrażenie jakby ktoś mnie obserwował. Nie wiem może to jest tylko skutek uboczny wczoraj?
           -Możliwe - odpowiedziała - Co się wczoraj stało skarbie? - zapytała, a ja nie wiedziałam czy mam je o tym powiedzieć. W sumie to jej siostra, ale skrzywdziła ją jak nikt inny. Nie chcę by złe wspomnienia do niej wracały. Wiem jak bardzo przeżyła to co się stało i wątpię by chciała do tego wracać. Ale czy powiem jej teraz ja czy też nie to nie ma znaczenia, ponieważ doktor McLevis i tak jej wszystko powie - Linsey?
           -Wczoraj w klinice była ciocia Harriet - wyrzuciłam to z siebie na wydechu, by mieć to już za sobą. Widziałam jak wyraz twarzy mamy się zmienia, i zaczynałam żałować, że powiedziałam jej o tym teraz a nie w domu, gdzie mogłaby w spokoju zamknąć się u siebie i wypłakać. Tu musiała udawać silną - Przepraszam.
           -Ależ nie masz za co skarbie - powiedziała i złapała za moją dłoń - Jeśli jeszcze raz zobaczysz ją gdzieś w pobliżu siebie powiedz mi o tym dobrze?
           -Dobrze.
           -Proszę wasze zamówienie - przy naszym stoliku pojawiła się kelnerka. Postawiła przede mną talerz z zupą, a przed mamą rybę z ziemniakami i surówką. Zaczęłyśmy jeść, a uczucie obserwowania zniknęło tak samo jak się pojawiło.

           Zjadłam pierwsza i czekałam, aż mama skończy pierwsza. Co prawda nie śpieszyło mi się, bo byłam już najedzona, ale chciałabym już być w domu, ubrać się w swój ukochany dres i zrelaksować. Tak o tym marzyłam już od pierwszego dnia szkoły.

           Chcą zabić czas zajrzałam do torby z dzisiejszymi zakupami. Byłam z nich naprawdę zadowolona, ponieważ te ciuchy będę miała na dłużej niż tylko jedno wyjście. Zawsze lubiłam wybierać takie zestawy ciuchów, aby móc mieć je na dłużej i czuć się w nich dobrze. A w tych będę na pewno.

           -Uwierz mi będziesz wyglądać olśniewająco na swojej pierwszej randce - przewróciłam oczami na słowa mamy.
           -To nie jest randka! - syknęłam - To zwykłe koleżeńskie spotkanie.
           -Linsey - zaczęła - To jest randka i jakbyś się tego nie wypierała, randką to pozostanie.
           -Jedz i wracamy do domu - rzuciłam w jej stronę zakańczając tym samym temat. A uczucie obserwowania znów powróciło.

***

           -Będę oglądać Katie i Leo, przyłączysz się - głowa mamy pojawiła się drzwiach, po tym jak zaprosiłam ją by weszła gdy zapukała.
           -Oczywiście - odrzuciłam na bok szkicownik i wstałam z łóżka. Co jak co, ale obejrzenia Katie i Leo nigdy nie odmówię choć by nie wiem co - W ogóle zadajesz dziwne pytania - mama się zaśmiała i obie ruszyłyśmy w dół do salonu by móc obejrzeć najbardziej łzawy film wszech czasów jakim był TITANIC. Tak właśnie ten film mamy zamiar z mamą oglądać. Jest to mój ulubiony film. Nie ze względu na miłość Rose i Jack’a, ale ze względu na tą ludzką tragedię jaka wydarzyła się na środku Atlantyku. Jak pomyśle sobie co Ci ludzie tam przeszli to czuję dreszcze na całym ciele. Tyle istniej ludzkich zginęło, przez błąd innych ludzi.
           -Znów rozmyślasz o tym co się tam stało prawda?
           -Mamo - zaczęłam - Nie da się o tym nie rozmyślać.
           -Ale za każdym razem?
           -To jest tak jakbym oddawała hołd tym wszystkim ludziom, którzy stracili tam swoje życie - powiedziałam i rozsiadłam się wygodnie, na kanapie. Mama poszła jeszcze do kuchni, i słyszałam jak otwiera zamrażalkę, więc wiedziałam, że będziemy zaopatrzone jak trzeba, podczas naszego seansu - Chusteczki wzięłaś? - zapytałam gdy mama weszła do salonu i postawiła dwa pudełka lodów na stoliku. Sięgnęła na dywan i po chwili podała mi całe pudełko chusteczek - A światło?
           -Czy Ty nie wykorzystujesz swoje starej matki aż nazbyt?
           -Oczywiście, że nie! Mamo! - powiedziałam z udawaną powagą - Ja tylko dbam o ruchliwość Twoich stawów, aby to czasami Ci się nie zastały na starość - zaśmiałam się z miny mamy.
           -Zadbaj o swoje!
           -Mam piętnaście lat!
           -Szesnaście moja droga.
           -Wciąż piętnaście - wystawiłam w jej stronę język - Urodziny mam dopiero w październiku, więc wciąż mam piętnaście.
           -Niech Ci będzie - zgasiła światło i usiadła obok mnie, nakrywając nas kocem. Gdy już każda z nas wygodnie się ułożyła złapała za pilota i włączyła film. Ja sięgnęłam za pudełko z cytrynowymi lodami i otworzyłam je od razu wbijając w nie łyżeczkę.


Harry

           -To ja się zbieram stary - przy mnie stanął Liam. Wstałem z krzesła i przytuliłem go po przyjacielsku - Widzimy się w poniedziałek.
           -Tak jest - odparłem - Nie zapomnij wszystkich pozdrowić - pogroziłem mu palcem - Wiesz, że jeśli tego nie zrobisz to się dowiem.
           -Wiem - odparł z uśmiechem - Na razie.
           -Trzymaj się i jeszcze raz udanego weekendu - machnął tylko rękę i wyszedł z pokoju nauczycielskiego. Ja postanowiłem zostać i sprawdzić kartkówki, które dziś zrobiłem cwaniakom, z klasy seniorów, którzy myśleli, że mogą robić ze mnie wała a ja pokazałem im, że jednak nie mogę. Zrobiłem im powtórkę sprzed końca tamtego semestru, bo jako nowy nauczyciel mam prawo, by sprawdzić jaką wiedzę mają moim uczniowie, a ci okazali się mieć zerową. No i akurat w tej klasie trafił mi się ten cały Atkin, który był cwany tak samo jak jego kumple, więc już wiem jak usadzę go na tyłku.

           Zatkałem nakrętką, czerwony długopis i wstałem z krzesła. Przeciągnąłem się, ponieważ mogłem to zrobić, gdyż oprócz mnie nie było nikogo już w pomieszczeniu. Spojrzałem na swój lewy nadgarstek i przeraziłem się widząc tą już godzinę.
           -Kurwa! - syknąłem i zacząłem szybko wszystko wrzucać do swojej torby. Całkowicie zapomniałem, że dziś Nancy zostaje u mnie i, że pewnie Niall wraz z małą już są w moim mieszkaniu. Zarzuciłem torbę na ramię, a marynarkę wziąłem w rękę i szybkim krokiem opuściłem pokój nauczycielski. Niall mnie zatłucze za takie spóźnienie. Pewnie chce się położyć wcześniej spać a ja co? No właśnie.

           Zacząłem grzebać, w swojej torbie w poszukiwaniu telefonu, i próbowałem go odblokować, zanim zorientowałem się, że jest on najzwyklej w świecie rozładowany. No pięknie, po prostu pięknie. Jak się pieprzy to wszystko na raz. Ale jak do licha mogłem zapomnieć o tym, że Nancy zostaje u mnie na noc? No jak?! To moja chrześniaczka do jasnej cholery!!

           Wybiegłem z gmachu szkoły i podbiegłem do swojego samochodu. Musiałem znaleźć się w domu jak najszybciej się da, żeby móc zająć się Nancy i by Niall mógł pojechać do domu i wyspać się na jutro. Co za mnie za przyjaciel. I po raz kolejny, jak można zapomnieć o czymś takim?? Tylko ja takie coś potrafię.

           Uderzyłem dłońmi, w kierownice, gdy zapaliło się czerwone światło i musiałem się zatrzymać. Czy mi się to podobało czy też nie. Po raz kolejny próbowałem włączyć swój telefon, ale na nic to się zdało. Świetnie! No po prostu świetnie!!

           Ruszyłem z piskiem i dziękowałem wszystkim bóstwom, za to, że na kolejnych światłach przejechałem bez żadnego problemu. Skręciłem w ulicę, na której mieszkam. Już z daleka widziałem kamienicę, w której mieszkałem i w sumie mogłem już odetchnąć z ulgą, że jestem na miejscu.

           Zaparkowałem samochód i wyskoczyłem z niego, w biegu zgarniając swoją torbę z siedzenia. Jednym guziczkiem zamknąłem auto i wbiegłem do kamienicy. Przekląłem pod nosem, gdy potknąłem się o coś w kompletnej ciemności. Świetnie znów spaliła się żarówka, i zapewne znów to ja będę musiał ją wymienić, bo nikt inny mieszkający w tym budynku, nie będzie się do tego kwapił.

           Wbiegłem po schodach na czwarte piętro i bez żadnych ceregieli i bawienia się z wyjmowaniem kluczy wleciałem do mieszkania, cała zdyszany po mojej wspinaczce.

           -Przepraszam! - krzyknąłem na samym wejściu - Straciłem poczucie czasu i... Lou? - stanąłem w wejściu do salonu, gdy zauważyłem Louis’a oglądającego Barbie z Nancy - Co Ty tu robisz?
           -Ciiii - machnął na mnie ręką - Oglądamy - pokręciłem głową i skierowałem swoje kroki, w stronę kuchni. Jestem pewien, że oboje nic nie jedli, odkąd tu są, tak więc zabrałem się za robienie kolacji. Nie wymyślałem nie wiadomo czego, zrobiłem najzwyklejsze kanapki z wędliną i pomidorem. I zrobiłem tego sporo bo wiem, że głodny Tomlinson, to udręka.

           Zostawiłem kanapki na stole, a sam zaszyłem się w swoim pokoju, by móc w spokoju posprawdzać dzisiejsze kartkówki, tych cwaniaków z klasy maturalnej. Czytałem to wszystko i włosy mi się jeżyły na głowie. No bo kurde jak można być takim głąbem? Czy poprzedni nauczyciel nie nauczył ich niczego? Jak oni chcą zdawać do jakichkolwiek Colleg’ów z taką widzą?

           -Wujku? - ściągnąłem okulary i spojrzałem w stronę drzwi, w których stała Nancy - Jestem głodna - powiedziała, gdy spostrzegła, że ma całą moją uwagę dla siebie.
           -W kuchni są kanapki - uśmiechnąłem się i wstałem podchodząc do niej i biorąc ją na ręce, gdy wyciągnęła swoje małe rączki w moją stronę, i wyszedłem z nią, z mojego pokoju - A gdzie Lou? - zapytałem, gdy szedłem w stronę kuchni.
           -Zasnął - odparła - Kiepski z niego kompan, do oglądania - zaśmiałem się i zdziwiłem skąd, pięcioletnie dziecko zna taki zwrot jak ‘kompan’, ale no cóż. To jest właśnie Nancy Horan. Jedyna w swoim rodzaju. Szybko nauczyła się chodzić i mówić. I to bardzo płynnie mówić, co napawa nas wszystkich dumą. Ale najbardziej to chyba Niall’a. Zresztą mnie znów napawa dumą to jak, ten zwariowany Irlandczyk radzi sobie z tym, że został samotnym ojcem w wieku dwudziestu lat. Z dnia na dzień sam musiał przestać być dzieckiem aby, zając się swoją nowo narodzoną córką. I musiał zrobić to sam ponieważ Lena po tygodniu stwierdziła, że nie nadaje się na matkę i tak po prostu spakowała swoje rzeczy i wyjechała Bóg jeden wie gdzie. Od pięciu lat o niej nie słyszeliśmy, jak i od pięciu lat Nancy nie ma tak naprawdę matki - Wujku!
           -Przepraszam Cię - powiedziałem - Zamyśliłem się - posadziłem ją na blacie, tak jak zawsze to lubi i sięgnąłem po talerz z kanapkami ze stołu stawiając go po lewej stronie dziewczynki, co ta wykorzystała to natychmiastowo, łapiąc za jedną z kanapek - Siedź tutaj i się nie wierć dobrze? - pokiwała głową na co ja mogłem w spokoju zrobić jej ulubioną, malinową herbatę. Bez cukru oczywiście. To chyba musiała odziedziczyć po swojej wyrodnej matce, ponieważ pamiętam, że Lena nigdy nie słodziła ani herbaty, ani tym bardziej kawy. Za to Niall musi mieć miód zamiast jakiegokolwiek ciepłego napoju.

           -Wujku? - spojrzałem na Nancy przez ramię mrucząc pod nosem ‘hmmm’ - Tata mówił, że w galerii otworzyli nową Kinder Planetę - odwróciłem się bokiem do niej i oparłem biodrem o blat. Dziewczynka wyginała palce we wszystkie strony świata i byłem pewny, że chce zapytać o coś, na co nie jest pewna pozytywnej odpowiedzi. No tak przecież nie lubię takich miejsc, gdzie są tłumy ludzi, a tam będą. I do tego będzie pełno rozwydrzonych bachorów - Czy zabrałbyś mnie tam jutro? - nie odpowiedziałem jej od razu. To prawda nie znosiłem takich miejsc, ale czy mógłbym odmówić choć trochę przyjemności własnej chrześnicy? Oczywiście, że nie. To będzie tylko kilka godzin i wrócimy do domu, a w niedzielę, pójdziemy do parku, tego który znajduje się zaraz na przeciw mojej kamienicy.
           -W porządku - odpowiedziałem - Ale na góra trzy godzinki jasne?
           -Tak! - podskoczyła w miejscu i o mało nie ześlizgnęła się z balu, ale zdążyłem ją złapać - Przepraszam i dziękuję - nachyliłem się, by mogła ucałować mój policzek. Ta mała istotka wnosiła do życia każdego z nas tyle energii, uśmiechu i pozytywnych emocji. Nie dało się jej nie kochać, a już tym bardziej nie dało się na nią złościć. Gdy dowiedzieliśmy się 6 lat temu, że Niall zostanie ojcem to... nie wiem jak to nazwać, ale każdy z nas naskoczył na niego. Wypominał mu nieostrożność i wszystko co najgorsze. Miał wtedy ledwie dziewiętnaście lat i miał zostać ojcem nie cały rok później. Oczywistym było to, że jako jego kopani do imprez byliśmy tym oburzeni. Ale minęło nam zaraz po tym jak zobaczyliśmy pierwsze zdjęcia USG tej małej istotki, która w tej chwili zajadała się kanapkami na blacie w mojej kuchni. A jeszcze bardziej ją pokochaliśmy, gdy przyszła na świat a tydzień później jej matka porzuciła ją twierdząc, że to dla niej za wcześniej i ona nie jest gotowa. Niall też nie był na to gotowy. Miał już wtedy dwadzieścia lat, studia i pracę i nie mógł zrezygnować z tego, a mimo to potrafił to pogodzić na rzecz własnej córki. Zawsze myślałem, że to Niall jest tym największym dzieciakiem w naszej paczce, ale okazało się, że jest chyba najbardziej dojrzałym z nas wszystkich.

           -Wujku? - ocknąłem się ze swoich myśli spoglądając na Nancy.
           -Tak?
           -Chce mi się spać - i to zrobiłem. Położyłem ją spać, nie zmuszając ją nawet do kąpieli. Przecież mogła ją wziąć jutro prawda? I ja też mogłem to zrobić. Dziś już nie miałem siły na nic. Nawet na to aby rozebrać się z ciuchów. Położyłem się spać w tym, w czym chodziłem cały dzień. Ostatnia myśl jaka mi przeszła przez myśl zanim zasnąłem, to taka, że Gemma miała dziś przyjechać. Potem odpłynąłem w sen.


~*~
A więc życzę wszystkim wesołego Halloween!! Mam nadzieję, że chociaż WY, będziecie się dobrze bawić, a nie tak jak ja leżeć w łóżku z gorączką, zawalonym nosem i durnym kaszlem :/
No, ale nie o mnie tu :) Mam tez nadzieję, że rozdział się wam podobał :)
Jeśli tak to zapraszam do komentowania :D


2 komentarze:

  1. Haha,ja najlepsza czytam,że matka będzie oglądać Kate i Leo,myślę sb "Pewnie Titanic",a potem taka rozkmina przez 20 minut bo przecież ta dziewczyna to była Rose i chłopak też się chyba inaczej nazywał i to wszystko po to by 3 linijki niżej przeczytać że bohaterowie to Jack i Rose,a Kate i Leo to aktorzy :/ Jestem taka kuźwa genialna -.-
    A tak pozatym to genialny rozdział jak i blog ;)

    OdpowiedzUsuń