piątek, 10 października 2014

Rozdział 3


Dzisiejszy rozdział jest wyjątkowy ponieważ dziś sa moje urodziny! Łiiiiiii :D Spędzam ten dzień z przyjaciółką w Łodzi :)
A teraz życze miłego czytania :-)

***

Linsey

           -Linsey! Do jasnej anieli wyłaź z tej łazienki! - przewróciłam oczami i dalej szorowałam swoje zęby, nie zwracając uwagi na krzyki mamy zza drzwi. Dobrze wiem, że dam radę się wyrobić, ale mama zawsze wyolbrzymia i mnie popędza.
 
           Spojrzałam na leżący na pralce telefon i przejechałam palcem po ekranie sprawdzając, która jest godzina, tak dla uspokojenia samej siebie i gdy stwierdziłam, że jest siedem minut po siódmej po raz kolejny przewróciłam oczami na nerwowość mamy - Linsey! - wyplułam pianę do zlewu i opłukałam usta.
           -Jest dokładnie 7:10! - odkrzyknęłam jej - Zdążymy, więc przestań panikować! - przemyłam twarz wodą i nałożyłam na nią krem. Ściągnęłam gumkę ze swoich włosów i rozczesałam je, zostawiając rozpuszczone i dopiero wtedy wyszłam z łazienki - Widzisz? - zapytałam stojącą pod drzwiami mamę - Jestem omal gotowa.
           -Omal! - machnęłam na nią ręką i weszłam do swojego pokoju. Zrzuciłam z siebie swoją piżamę i ubrałam świeżą bieliznę, jak i mój szkolny mundurek. Cieszę, się że wczoraj nie musiałam go mieć na sobie, ale dziś już nie ma tak dobrze. Naprawdę nie lubiłam mojego szkolnego mundurku. Gdyby był on może koloru bordo to bym to zniosła, ale granat? Fuuj. Nie lubię ani niebieskiego ani żadnego innego odcienia przybliżonego temu kolorowi.

           Ubrana już wyszłam z pokoju, ale zaraz się wróciłam z powrotem po moją szkolną i nie tylko szkolną torbę, która leżała koło biurka. Chciałam chwycić za mój telefon, ale przypomniało mi się, że zostawiłam go w łazience na pralce. To wszystko przez pośpieszanie, które co rano funduje mi mama! Wyszłam z pokoju i stanęłam pod drzwiami łazienki i delikatnie zapukałam w drewnianą płytę.
           -Mój telefon leży na pralce. Weź go gdy będziesz wychodziła - w odpowiedzi usłyszałam mruczenie mamy, które zapewne miało być potwierdzeniem, więc zeszłam na dół do kuchni i tak jak wczoraj tak i dziś chwyciłam z koszyka jabłko i wgryzłam się w nie. Gdy wybiła 7:21 na kuchennym zegarze mama wkroczyła do kuchni, już w pełni gotowa do wyjścia. Podała mi kluczyki do samochodu jak i mój telefon, i tak jak wczoraj ubrałam swoje ukochane trampki, zanim mama mogła zauważyć wyszłam z domu zdążając jeszcze chwycić z wieszaka moją jesienną kurtkę. Otworzyłam samochód i wrzuciłam torbę na tyle siedzenia i modląc się w duchu, aby mama nie wybierała się wczorajszego dnia nigdzie i nie zmieniła stacji w radiu. Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam nuty piosenki, jakiegoś nie znanego mi wykonawcy i pogłośniłam trochę, aby móc wyraźnie słyszeć muzykę. Nie czekałam długo na mamę bo już po nie całych trzech minutach siadała za kierownicę i sceptycznie spojrzała na radio - Zapomnij o tym, ponownie - powiedziałam a mama jak to mama westchnęła ze zrezygnowaniem. Spod domu wyjechałyśmy dokładnie o 7:28, czego nie omieszkałam wypomnieć mamie.

           -Daruj sobie - włączyła kierunkowskaz i skręciła w lewo, by i tak za chwilę się zatrzymać na światłach - Linsey! - podskoczyłam na siedzeniu, gdy mama krzyknęła. Myślałam, że coś się dzieje, że tak krzyczy więc przestraszona spojrzałam na nią - Co to jest? - wskazała dłonią na moje stopy, na których miałam moje ukochane trampki.
           -Emmm...buty? - zapytałam, wiedząc, że mama nie daruje mi tego, że do mundurka ubrałam ‘szmaciaki’ jak ona lubi je nazywać i mogę być pewna, że jutro rano nie zastanę ich w przedpokoju stojących na swoim miejscu. Zamiast nich będą stały tam nowe, czarne, lakierowane, ohydne buty, które są tak nie wygodne, że aż szkoda mówić o tym.
           -To? To są buty?
           -A nie?
           -Na pewno nie do szkoły i szkolnego mundurku - przewróciłam jak zawsze oczami, na słowa mamy, ale nie odezwałam się już nic. Wiedziałam, że jeśli chodzi o obuwie do mundurka, to nie wygram choćby nie wiem co. Wiem to, bo już walczyłam o to, ale za każdym razem przegrywałam. Jako córka uczącej w naszej szkole nauczycielki literatury, musiałam dawać jako taki przykład. Ale tylko jeśli chodziło o szkolny ubiór, z resztą rzeczami miałam być po prostu sobą.

***

           -Serio? - obok mnie stanęła Connie z miną, która wyrażała, że nie jest szczęśliwa z tego co stało się jakieś pięć minut temu - Jeszcze dobrze nie zaczął się rok szkolny a on każe napisać referat! - krzyknęła, na tyle głośno, że można było ją usłyszeć przez szkolny gwar - To chore! - sapnęła gdy zamknęłam swoją szafkę - Mamy drugi dzień szkoły!!
           -Czyżby pan Hellman? - zapytałam a Connie posłała mi złe spojrzenie, co ja naturalnie zignorowałam. Znałam Connie już na tyle długo, żeby wiedzieć, że będzie narzekać na każde zadanie domowe a tym bardziej na referaty, których wręcz nienawidziła - Jaki temat?
           -Nie wiem - zatrzymaliśmy się przy jej szafce - Nie pamiętam - otworzyła ją i wyciągnęła z niej podręcznik matematyki na co ja jęknęłam - Jezu Chryste! - podskoczyłam gdy trzasnęła metalowymi drzwiczkami, na co posłałam jej złe spojrzenia - Spójrz! - jak zawsze przewróciłam oczami - to chyba już mój nawyk - i podążyłam wzrokiem za jej palcem, który wskazywał coś tuż, za moimi plecami. Zmrużyłam oczy i doszłam do wniosku, że muszę porozmawiać z mamą na temat wizyty u okulisty, bo niedługo w ogóle przestanę widzieć cokolwiek.
           -Nic nie widzę - stwierdziłam, gdy nie zauważyłam, nic co tak bardzo zafascynowało Connie - Możemy iść już do klasy? - zapytałam odwracając się w jej kierunku.
           -Uhg! - szarpnęła mnie za ramię i na powrót odwróciła w stronę, którą mi wskazywała kilka sekund wcześniej - Spójrz na tego, który stoi przy nauczycielu matmy - i tak, dopiero wtedy dojrzałam to, co pokazywała mi Connie. Nie wysoki blondyn, który musiał mieć co najmniej 170 cm wzrostu, by sięgać naszemu nowemu nauczycielowi matematyki do ramienia. Tylko wciąż nie rozumiałam o co chodzi Connie.
           -O co Ci chodzi? - zapytał znów odwracając się w jej stronę - Możemy iść już do klasy? - blondynka jęknęła załamana, ale pociągnęła mnie w stronę, gdzie stali dwaj mężczyźni - Hej! - krzyknęłam, chcąc się wydostać z uścisku przyjaciółki nie wiedząc, gdzie i po co mnie ciągnie - Gdzie mnie ciągniesz?!
           -Nie wzięłaś swojego podręcznika do matmy - powiedziała i faktycznie zatrzymałyśmy się przy mojej szafce, co oznaczało być bliżej obiektu, zainteresowania Connie.
           -Oł - podrapałam się po głowie z zakłopotaniem, bo naprawdę zapomniałam, żeby zabrać z szafki potrzebne podręczniki na tą lekcje i było mi trochę głupio? Dobra było mi bardzo głupio, że zapomniałam o tak istotnej rzeczy jak podręcznik do matematyki, której wręcz nienawidzę - Dziękuję?
           -Daruj sobie - sapnęła i otworzyła moją szafkę wyjmując z niej znienawidzony podręcznik, którego sam widok wywoływał u mnie odruch wymiotny. Naprawdę! Wepchnęła go w moje ręce, zatrzaskując druga ręką szafkę. Złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w kierunku, gdzie stał nasz nauczyciel i za pewne jego kolega.
           -Hej! - starałam się ja zatrzymać - Dlaczego chcesz iść okrężną drogą?
           -Zamknij się już Linsey - warknęła w moją stronę i wow, naprawdę była na mnie wściekła, choć nie wiem o co tak naprawdę - Dzień dobry panie Styles! - rzuciła głośno w kierunku mężczyzny a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. No bo co ona robiła?! Jeszcze wczoraj wpadłam na tego faceta, rugając go nieźle i zamiast trzymać się jak najdalej od niego i sprawić by o tym zapomniał, ona praktycznie rzuca mnie pod jego nogi?! To jest przyjaciółka?!
           -Dzień dobry - mruknęłam, gdy ich mijaliśmy, ale wciąż miałam spuszczoną głowę w dół. Naprawdę jestem martwa i jestem więcej niż pewna, że będę powtarzać rok.
           -Dzień dobry - usłyszałam w odpowiedzi, i naprawdę marzyłam by być już z dala od nieszczęsnego nauczyciela matematyki - Och, panno Evans! - zatrzymałam się i biorąc głęboki wdech odwróciłam się w stronę mężczyzny, podniosłam głowę by na niego spojrzeć.

           -Tak? - zapytałam niepewnie, skubiąc ramiączko swojej torby.
           -Mam te papiery dla Twojej mamy - zaczął grzebać w swoje torbie, by wyciągnąć po chwili plik dokumentów - Możesz to jej zanieść? - kiwnęłam głową na znak zgody - I nie martw się spóźnieniem. Sam przyjdę pięć minut później. Dziękuję - kiwnęłam głową i wyminęłam go, nie zwracając uwagi na to czy Connie podąża za mną czy też nie.
           -Przestań się na nią gapić Niall! - usłyszałam jeszcze besztający głos nauczyciela, który z pewnością zwracała się do swojego przyjaciela jak mniemam.
           -A więc ma na imię Niall - czyli jednak Connie jest ze mną. Miałam ochotę ją w tej chwili zabić, nakrzyczeć na nią, zabić, zbesztać zabić i... zabić! Poważnie! Co ona sobie myślała ciągnąc mnie tam?! Czy już te pieprzone, nastoletnie hormony do reszty wyżarły jej mózg?! Ugh!!
           -Jesteś chora - syknęłam w jej stronę - Co Ci takiego zrobiłam, że mi to robisz?! Pomyślałaś choć przez chwilę jak ja się poczuję?! - poprawiłam ramiączko torby, które upierdliwie się zsuwało - Oczywiście, że nie, bo najważniejsza jesteś Ty i Twoje pieprzone zachcianki względem facetów, których w ogóle nie znasz i nie masz pojęcia, czy nie mają swojego życia prywatnego! Może żony?! Dziecko?! Kurwa, Connie opanuj się wreszcie! - krzyknęłam i ruszyłam dalej i teraz naprawdę byłoby lepiej dla niej gdyby została tam gdzie była, i nie szła za mną. W tej chwili byłam na nią naprawdę wściekła i byłam naprawdę zawiedziona nią. Bo to naprawdę wyglądało tak, jakby miała gdzieś to jak ja się czuję, co ja myślę i ważna była tylko ona i jej pieprzone nastoletnie zachcianki znalezienia faceta! Cholera ona ma dopiero szesnaście lat i całe życie przed sobą, więc będzie miała jeszcze multum facetów, którzy będą jej się podobać!

           Weszłam do klasy mamy i rzuciłam na jej biurko dokumenty mówiąc, że to od profesora Styles’a po czym wyszłam z pomieszczenia, nawet nie czekając na jej odpowiedź. Naprawdę byłam zła i nie chciałam nakrzyczeć na mamę, za głupotę Connie. Zatrzymałam się zaraz za zakrętem i oparłam o ścianę oddychając głęboko.
           -Wszystko z Tobą w porządku? - otworzyłam oczy, które miałam zamknięte i spojrzałam, na mężczyznę, który stał na przeciw mnie, i który - o ironio - okazał się tym samym facetem, który stał ze Styles’em! Błagam nie - Potrzebujesz pomocy?
           -Nie - odpowiedziałam automatycznie i poprawiłam ramiączko torby. Znów - Przepraszam spieszę się na zajęcia - ominęłam go i ruszyłam w stronę sali matematycznej.


Harry

           Wszedłem do budynku, lokalnego liceum - w sumie to gimnazjum i liceum w jednym - i moje kroki skierowałem prosto do pokoju nauczycielskiego. W tej chwili dziękowałem Bogu, za kogoś takiego jak Louis, bo gdyby nie on to z pewnością bym zaspał. Znów. Ale to też byłaby jego właśnie wina! Louis’a! Właśnie w tej chwili poprzysiągłem sobie, że już nie dam się namówić na żadne wypady Tomlinson’a ot co!

           -Zamknij się - rzuciłem w stronę Payne’a, który zamierzał coś powiedzieć, ale na moje słowa tylko się zaśmiał i pokręcił głową. Czy to moja wina, że nie mam silnej głowy do picia i następnego dnia wręcz umieram? Ale oczywiście, dla moich przyjaciół to dobry powód do ponabijania się ze mnie. Jakby tego nie robili na co dzień z byle powodu. Jak na przykład mój wzrost!

           Opadłem na krzesło obok przyjaciela i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Ta cała Evans już była, czyli wychodzi na to, że jej córka też. Mogłem teraz podać jej dokumenty, które wypełniłem wczoraj, zanim wyszliśmy do baru. I całe szczęście, że pomyślałem o tym zawczasu bo tak to cienko bym śpiewał teraz, i z pewnością Liam były jednym z pierwszych, który by oberwał ode mnie.

           -Z kim zaczynasz?
           -A bo ja wiem? - wzruszyłem ramionami i wciągnąłem torbę, na swoje kolana, zaczynając w niej grzebać, by znaleźć swój rozkład zajęć - Z klasą trzecią, rozszerzoną - zmarszczyłem brwi - Wiesz, którzy to?
           -Yep - przeciągnął ostatnią literkę - Jak na klasę rozszerzoną, są trochu...hmmm jakby ich tu nazwać. Nieogarnięci? W nauce nawet dobrzy, ale jacyś tacy przymuleni - kiwnąłem głową, że rozumiem i dalej sprawdzałem swój rozkład zajęć - Czy ja przez cały tydzień mam z pierwszakami i to z tymi gdzie jest córka Evans?
           -Jeśli tam tak właśnie pisze - westchnąłem i schowałem rozpiskę z powrotem do torby, aby jej przypadkiem nie zgubić, bo potrafię to zrobić. Nie byłoby to żadnym kłopotem, ale na samą myśl, że musiałbym iść do sekretariatu i prosić tą całą sekretarkę o plan, przyprawia mnie o dreszcze. I nie są to przyjemne dreszcze. Ta kobieta mnie przeraża! Dobra. Okej. Może nie jest stara bo dobija ledwo do trzydziestki, ale do cholery jasnej ma męża i dziecko! A to powinno ją do czegoś zobowiązywać prawda? I nie mówię, że do flirtowania, z młodszymi od siebie.
           -Co jest? - zapytałem gdy Liam szturchnął mnie w ramie.
           -Dzwonek już dzwonił - nie wiem, po raz który już dziś westchnąłem, ale wstałem ze swojego miejsca i podszedłem do półki, na której stały dzienniki i wziąłem ten odpowiedni.
           -Życz mi powodzenia - rzuciłem do przyjaciela zanim zniknąłem za drzwiami pokoju nauczycielskiego, zostawiając w nim Liam’a. Podziwiam tego faceta. Naprawdę! Ma dopiero na dziesiątą do pracy a jest już w niej na ósmą. Ja bym tak nie mógł. Korzystałbym z tego ile wlezie, ale widać on jest innego zdania. Kretyn.

           Wszedłem do sali i automatycznie zrobiła się cisza w całym pomieszczeniu, co było dla mnie zbawieniem, ponieważ głowa wciąż mnie bolała i chyba dostałbym szału gdym miał wysłuchiwać ich wrzasków i pisków. Przysięgam, że do soboty... Nie! Do Sylwestra nie wyjdę z Lou i resztą tych idiotów na żadną imprezę. Dość! Skończyły się żarty, ja teraz pracuję a nie studiuję i nie mogę zawalić dnia w pracy przez kaca tak jak mogłem to zrobić na studiach. To już nie przelewki, to prawdziwe życie, do którego chyba za szybko wkroczyłem. Serio. Nie czuję się na swoje dwadzieścia pięć lat.

           Po sprawdzeniu obecności i napisaniu tematu na tablicy, wziąłem się za jego tłumaczenie. I Liam miał rację. Oni naprawdę byli przymuleni i niektóre zagadnienia musiałem powtarzać dwa razy, co nie powinno się zdarzać w grupie rozszerzonej prawda? Mnie nie trzeba było nigdy powtarzać dwa razy, ale ja to ja a oni to oni. Najwidoczniej dzisiejsza młodzież jest bardziej oporna na naukę niż Ci, z mojego rocznika.
 
           -Profesorze? - spojrzałem na drobną blondynkę siedzącą w pierwszej ławce, tuż przed moim biurkiem, która wytrwale trzymała swoją malutką dłoń w górze.
           -Tak Margaret? - dziewczyna opuściła swoją dłoń i zarumieniła się lekko. No proszę was to są jakieś jaja chyba!
           -Chciałam zapytać, czy będę organizowane jakieś zajęcia dodatkowe, dla tych zdających matury?
           -Prawdopodobnie tak - powiedziałem - Aczkolwiek, nie wiem czy to ja będę je prowadził, czy też może pani Holmss - rozejrzałem się po całej sali - Muszę to jeszcze uzgodnić z panem Burton’em - po moich słowach zaległa cisza, która była przerywana skrobiącymi po kartkach długopisem. Takie zajęcia mógłbym mieć już zawsze. Nie ma wiele do roboty, ponieważ grupa względnie rozumiała o czym mówię, więc i szło to szybciej. Zadawałem i zadania a oni rozwiązywali je w ciszy, dopóki nie zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec lekcji na dziś.

           Zaniosłem tylko dziennik do pokoju i wziąłem ten potrzebny dla mnie, na zbliżającą się godzinę po czym wyszedłem z pomieszczenia. Liam’a nie było w środku, więc nie widziałem potrzeby siedzenia tam i nie odzywania się do nikogo. Każdy patrzył na mnie i Liam’a z powątpiewaniem. Tak bo niby czego może nauczyć taki młodzik? Na pewno więcej niż starej daty nauczyciel, któremu większość zagadnień wyleciała z głowy, albo ma te stare nie przydatne już informację więc... Tak. Młodzi nauczyciele są przyszłością dla uczącej się jeszcze młodzieży.

           Rzuciłem dziennik na blat i usiadłem na krześle. Nie wyciągałem śniadania bo nie byłem jeszcze głodny. Tak mimo wszystko mam śniadanie, które zdążyłem kupić szkolnym sklepiku. Chwała im za to, że jest on otwierany o 7:30 a nie o ósmej tak jak było to w mojej szkole. Widocznie jest tutaj więcej takich zapominalskich jak ja. Lub takich co po prostu zasypiają do pracy, drugi dzień pod rząd. Chociaż przepraszam, dziś nie zaspałem! Budzik mnie obudził, a to, że miałem w planach go zignorować to już inna bajka prawda? No właśnie.

           Przejechałem wzrokiem po całej sali zatrzymując go, na trzeciej ławce pod oknem. Wpatrywałem się w to miejsce jak zaklęty, aż przed moimi oczami nie pojawiła się rudowłosa dziewczyna, o ciemnym spojrzeniu. Uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłem oczywiście. Dziewczyna zakręciła swoje rude kosmyki na palec, przygryzając swoją dolną wargę i patrząc na mnie tymi cudownymi oczami o odcieniu ciemnej czekolady.

           -Dzień dobry profesorze Styles - oderwałem wzrok od miejsca, w które się wgapiałem i spojrzałem na drzwi do sali, w których stał jakiś chłopak - Można zająć miejsce?
           -Tak... - odkaszlnąłem, gdy zorientowałem się, ze mój głos jest ochrypły -...oczywiście, proszę wejść - powiedziałem już mniej ochrypłym głosem niż przed chwilą. Co to do kurwy nędzy było?! Czy ja naprawdę myślałem o córce Evans, w sumie fantazjując o niej?! Kurwa! Styles! Jesteś nauczycielem do jasnej cholery!! Masz dwadzieścia pięć lat, a ta dziewczyna ledwie szesnaście! Opanuj się Styles! I nie ważne, że masz plan do wykonania! Właśnie! Plan! To ma być tylko zwykły nic nie znaczący się plan!

           Coraz więcej osób wchodziło do klasy, więc pewnie lada moment będzie dzwonek. Ledwie co o tym pomyślałem, po całym budynku rozległ się irytujący dźwięk oznajmujący koniec przerwy i zapowiadający, kolejną w tym dniu lekcje. Na której muszę się skupić. Najgorzej będzie na następnej. Gdy tylko pomyślałem, z kim mam następne zajęcia, przed moimi oczami stanęła rudowłosa dziewczyna. Dość!

***

           -Hej - podniosłem głowę znad książki i spojrzałem w stronę Liam’a - Niall lata po całej szkole, jak kot ze sraczką i Cię szuka - uderzyłem otwartą dłonią w czoło i wstałem - Mówiłem mu, w której sali masz zajęcia, ale najwidoczniej dla tego blondasa z ADHD to za dużo do ogarnięcia - zaśmiałem się pod nosem i zabierając swoją torbę jak i dziennik wyszedłem z klasy zamykając ją na klucz by nikt do niej nie wszedł.
           -Gdzie był ostatnim razem? - zapytałem. Liam wskazał swoją dłonią za siebie, więc tam się odwróciłem i miałem już udać się w tamtym kierunku, gdy usłyszałem pisk, a potem przepraszanie. Wiedziałem już kto to, bo tylko on miał ten swój irlandzki akcent. Liam zaśmiał się, a ja ruszyłem w stronę blond przyjaciela, mając nadzieję, że nie ucieknie mi zanim do niego dojdę - Niall! - krzyknąłem, a zza ściany wyjrzała blond czupryna.
           -Harry! - wyszedł zza niej i ruszył w moim kierunku z rozpartymi ramionami. Objąłem go, bo wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, źle może się to skończyć, więc wolałem tego uniknąć.
           -Co tu robisz Niall? - zapytałem wpatrując się w jego błękitne tęczówki, które są wiecznie uśmiechnięte - Mam nadzieję, że masz poważny powód, bo jeśli nie...
           -Boże, ledwo się przywitaliśmy, a Ty już zrzędzisz - odparował na co zmrużyłem na niego oczy - Muszę wyjechać na weekend i nie mam z kim zostawić Nancy - zaczął i już wiedziałem do czego zmierza i nie miałem zamiaru protestować - Nie zostawię jej z Tomlinson’em bo zgorszy mi ją jeszcze bardziej...jakby dało się bardziej. Ale do rzeczy! Liam z Zayn’em wyjeżdżają na weekend i...
           -Zostanę z nią Niall - poklepałem go po ramieniu - Przywieź ją do mnie zaraz jak odbierzesz ją z przedszkola ok? - spojrzałem na niego na co on pokiwał tylko głową - Klucze masz, a jeśli je gdzieś zapodziałeś, weź od Lou, on pewnie ma dwie pary. Jak zawsze.
           -Dzięki stary... a tak w ogó...

           -Dzień dobry panie Styles! - usłyszeliśmy dziewczyński głos i oboje z Niall’em spojrzeliśmy w tamta stronę, gdzie szła Merdes, a obok niej rudowłosa dziewczyna. Linsey.
           -Dzień dobry - mruknęłam cicho rudowłosa.
           -Dzień dobry - odpowiedziałem i widziałem jak Niall patrzy się na blondynkę, na co ja przewróciłem oczami - Och, panno Evans! - zawołałem za nią, na co dziewczyna zatrzymała się i widziałem, że cała się spięła, ale odwróciła się w moją stronę.
           -Tak? - zapytała niepewnym głosem i podeszła bliżej, skubiąc ramiączko od swojej torby. Miałem ochotę się roześmiać, na jej postawę, ale jestem nauczycielem i muszę być poważny.
           -Mam te papiery dla Twojej mamy - zacząłem grzebać w swoje torbie, by wyciągnąć po chwili plik dokumentów - Możesz to jej zanieść? - kiwnęła głową na znak zgody - I nie martw się spóźnieniem. Sam przyjdę pięć minut później. Dziękuję - kiwnęła znów głową i wyminęła nas, a jej blond koleżanka zaraz za nią.
           -Przestań się na nią gapić Niall! - uderzyłem go z pięści w ramie na co zrobił naburmuszoną minę - To nie liga dla Ciebie!
           -A skąd wiesz jaka jest moja liga, Styles? - syknął w moim kierunku, mrużąc śmiesznie oczy.
           -Masz dwadzieścia pięć lat i trzy letnią córkę - powiedziałem i podniosłem wyżej głowę - A ona... - wskazałem za siebie, gdzie zniknęły nastolatki - Ona ma szesnaście lat, więc odpuść sobie - mruknął coś pod nosem tylko, czego nie zrozumiałem, albo nie chciałem zrozumieć - Tak więc, przywieź Nancy w piątek - zacząłem - Odbierzesz ją w niedzielę, czy wysłać ją do przedszkola?
           -Wyślij - powiedział - Nie wiem o której wrócę dokładnie, a nie chcę jej targać po nocach niepotrzebnie.
           -Ok - spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że przerwa kończy się za mniej niż dwie minuty - Dobra ja muszę lecieć. Trzymaj się stary i do piątku.
           -Na razie. I dzięki - machnąłem w jego stronę ręką - Harry! - odwróciłem się w jego stronę - To ona? - pokiwałem głową na znak protestu.
           -Ta druga - odpowiedziałem na co on zrobił wielkie oczy, ale nie odpowiedział. Ja ruszyłem przed siebie by zniknąć po chwili, za rogiem kierując się w stronę pokoju nauczycielskiego by zostawić dziennik i wziąć ten odpowiedni.

1 komentarz:

  1. Cholera o co chodzi z tą tajemnica super rozdział.....i spoznione życzenia Wszystkiego najlepszego :-) czekam na nexta pzdr Kinga

    OdpowiedzUsuń