piątek, 3 października 2014

Rozdział 2


Linsey

           -Mam przesrane! I to dosłownie - powiedziałam do Connie, gdy tylko opuściłyśmy mury szkoły i czekałyśmy, aż moja mama do nas dołączy.Zawsze gdy kończyłyśmy o tej samej godzinie, to odwoziłyśmy z mamą Connie do domu, za co jej mama była bardzo wdzięczna, że jej córka nie musi się tłuc autobusem, przez zatłoczone miasto.

           -Przesadzasz - machnęła ręką i zaczęła grzebać w swojej torbie - Nie będzie, aż tak źle, zwłaszcza, że Twoja mama tu pracuje i to o wiele dłużej niż on, i wątpię żeby jakiś młody chłystek po studiach jej podskoczył - prychnęłam na jej słowa. Nie mam zamiaru wykorzystywać pozycji mojej mamy do tego, aby nowy nauczyciel matematyki mnie nie usadził z tego przedmiotu. No dobra, może i wykorzystałabym to w ostateczności. Ale tylko w ostateczności! - Dzień dobry pani Evans! - krzyknęła, gdy jako pierwsza zauważyła moją mamę na horyzoncie, więc nie zdążyłam jej odpowiedzieć - Widzimy się o siedemnastej w Starbucks’ie - dodała zanim moja mama do nas doszła. Usiadłam z przodu a moja przyjaciółka zajęła miejsce z tyłu. Włączyłam radio, w którym grała piosenka Rihanny, której nie cierpiałam wręcz i miałam ochotę przełączyć stację, ale wiedziałam, że nie mogę ponieważ blondynka uwielbiała tą wokalistkę, dlatego dla dobra mojego zdrowia fizycznego oraz psychicznego przemęczyłam się te kilka minut wsłuchując się w głos znienawidzonej przeze mnie wokalistki.

           -Jak minął wam pierwszy dzień szkoły? - mama przerwała panującą ciszę w aucie, którą zagłuszała tylko muzyka, więc chyba ciszą to nie było? Nie ważne - Jak nowy nauczyciel matematyki? - jęknęłam w duchu na to, że porusza ten temat. Naprawdę nie chciałam rozmawiać w tej chwili o moim nowym nauczycielu matematyki.
           -Jak to szkoła - zaczęła Connie - Jedne przedmioty są nudne, drugie interesujące, a jeszcze inne ekscytujące.
           -Ekscytujące? - mama zerknęła w lusterko by móc w ten sposób spojrzeć na Connie - Co chcesz przez to powiedzieć Connie?
           -A to pani Evans, że większość dziewczyn wręcz sika na widok nowego nauczyciela matematyki - powiedziała a ja przewróciłam na to oczami. Jakby ona sama nie była jedną z nich. Czasami zastanawiałam się czy to nie moja mama jest przyjaciółką Connie a nie ja. Naprawdę nie chciałam rozmawiać w tej chwili o przeklętym nauczycielu matematyki, na którego dziś rano wpadłam i nawrzeszczałam na niego. Naprawdę mam przesrane z tego powodu. Wiem, że mi za to nie odpuści i usadzi mnie jak nic!

           -Nie rozumiem dzisiejszej młodzieży - powiedziała mama koncentrując się na prowadzeniu auta - W moich czasach, nawet wstyd było przed samym sobą pomyśleć, o wdzięczeniu się do nauczyciela a teraz? Teraz to najchętniej te uczennice wskoczyłyby temu młodzikowi do łóżka.
           -Ma pani całkowitą rację, pani Evans - prychnęłam pod nosem cicho i przekręciłam oczami młynek. Miałam ochotę się roześmiać w głos na słowa Connie, ale powstrzymałam się. Connie sama z chęcią rozłożyłaby przed nim nogi gdyby tylko była trochę bardziej odważniejsza, jak na przykład nasza szkolna gwiazdeczka Mary-Ann. I jestem więcej niż pewna, że zrobi wszystko aby nowy nauczyciel matematyki ugościł ją w swoim łóżku.

           -Auć! - krzyknęłam i spojrzałam z wyrzutem na Connie rozmasowując swoje obolałe ramię, w które przed chwilą oberwałam od przyjaciółki - Za co?
           -Za końskie caco - odpyskowała - Wysiadam zaraz - mruknęłam pod nosem dalej rozmasowując ramię - Widzimy się o siedemnastej w Starbucks’ie - rzuciła tylko i już po chwili jej nie było w naszym aucie.
           -Wychodzicie dziś? - odwróciłam się w stronę mamy, która powoli znów włączała się w ruch uliczny.
           -Yep - przedłużyłam ostatnią literę - Chcemy skorzystać z tego, że nauczyciele nie wpadli jeszcze w szał gnębienia nas kartkówkami - powiedziałam - Bez obrazy mamo - mama zaśmiała się głośno i pokręciła głową.
           -Przecież się nie gniewam - odpowiedziała - Ale nie wróć za późno ok?
           -Załatwione - pokiwałam głową - Będę około dwudziestej.
           -Idealnie.

***

           Rozejrzałam się po Starbucks’ie by po kilku sekundach móc ruszyć w stronę mojej przyjaciółki, która machała mi ręką, jakby zaraz miała ją stracić. Zastanawiam się czasami, czy ona aby na pewno nie ma niewykrytego ADHD ponieważ energia rozpiera ją 24 godziny siedem dni w tygodniu. Poważnie!

           -Spóźniłaś się - wydęła wargi w geście niezadowolenia, na co ja przewróciłam oczami - Twoja kawa ostygła.
           -Przecież wiesz, że nie piję kawy - rzuciłam bluzę na krzesło obok - Tylko w ekstremalnych warunkach - Connie machnęła ręką i wstała od stołu zmierzając do lady, która była jakieś trzy stoliki od nas, więc całkiem blisko. Na tyle blisko bym mogła usłyszeć jak zaczęła flirtować z Philip’em, na co ja standardowo przewróciłam oczami. Ale byłam już do tego przyzwyczajona. To znaczy mam na myśli do tego, że Connie flirtuje z każdym napotkanym facetem, który wpadnie jej w oko. Taka już była Connie. Wieczna flirciara z duszą romantyczki. Wierzy w to, że każdy napotkany facet na ulicy może być jej tym jedynym. Oczywiście to bzdura wyssana z palca, ale każdy wierzy w co chce prawda? No więc właśnie.

           -Proszę - postawiłam przede mną papierowy kubek z parującym czymś w środku. Tym czymś oczywiście okazała się gorąca czekolada ze śmietanką, dodatkowym cukrem i nie dużą ilością cynamonu - Mam nadzieję, że to trochę zmieni tą Twoją kwaśną minę.
           -Nie mam kwaśniej miny!
           -Owszem masz - fuknęła i napiła się swojej kawy. Fuuuuj. Jak można to pić? Do tego czarną, mieloną, bez śmietanki i cukru. Ohyda. Bleee - Przestań się krzywić - spojrzała w stronę wejścia - Ja nic nie mówię na to Twoje...
           -Dobra już dobra - powiedziałam i upiłam łyk mojej czekolady, a słodki smak rozpłynął się po moim podniebieniu i zadowolił moje kubki smakowe. Oooo tak uwielbiam ten smak.
           -A więc... - Connie zgromiła mnie wzrokiem - A więc - podkreśliła dając mi do zrozumienia, że mam przestać się czepiać tego, że nie zaczyna się zdania od więc i dlatego dodała przed ‘więc’ literę ‘a’. No, ale wybaczcie, jako córka nauczycielki literatury jestem na to uczulona także - Pogadajmy o gorącym nauczycielu matematyki - pisnęła podskakując na swoim krześle jak pięcioletnie dziecko, które czeka na swój urodzinowy tort.

           -Serio? - zapytałam - O tym chcesz gadać w ostatnie dni wolności, które mamy?
           -A o czym innym niby chcesz rozmawiać co? - odpyskowała z naburmuszoną miną - To jest chyba jedyny powód, dlaczego polubię bardziej liczby - jęknęłam i położyłam, mało delikatnie głowę na stoliku. Wiedziałam już, że jestem stracona na tej pozycji, i że Connie nie będzie mówić o niczym innym jak gorący nauczyciel matematyki. No przynajmniej do czasu, aż nie rzuci jej się w oczy ktoś inny, kogo ochrzci mianem gorącego. Nie mówię, że profesor Styles nie jest przystojny bo skłamałabym, ale do jasnej anieli to jest nauczyciel i nie ważne, że ma tylko dwadzieścia pięć lat!! To nadal nauczyciel! Dlatego dziewczyny ze szkoły nie powinny się nim, aż tak podniecać.

           -O.Mój.Boże.Przenajświętszy! - krzyknęła, ale na tyle cicho, że nie usłyszała ją cała kawiarnia, wyrywając mnie tym samem z moich własnych myśli - Philip właśnie Cię oblukał!
           -No i?
           -No i?! - spojrzała na mnie, jakbym jej co najmniej oznajmiła, że Freddy Merkury w rzeczywistości żyje i ma się dobrze - Ty chyba sobie kpisz! - fuknęła - Linsey! - pacnęła mnie w ramie nachylając się w moją stronę - W takim tempie to nigdy nie znajdziesz sobie tego odpowiedniego!
           -Powtórzę. No i? - Connie jęknęła i ukryła twarz w dłoniach - Powiesz mi dlaczego się z Tobą przyjaźnię?
           -Bo...
           -Dobra. Stop. Nie musisz - powiedziała - Ale Linsey, czy nie mogłabyś chociaż spróbować?
           -Spróbować czego?
           -Być miłą.
           -Cześć - spojrzałam w bok, gdzie stał Philip. Jest on w ostatniej klasie liceum i wiele dziewczyn dałoby się pociąć, aby móc z nim choć przez chwilę porozmawiać, albo chociaż dostać od niego jedno spojrzenie - Więc...
           -Nie... Auć - spojrzałam na Connie i posłałam jej mordercze spojrzenia.
           -Zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś wyjść ze mną do kina Linsey?
           -Słucham? - moje oczy pewnie wyglądały jak spodki.
           -No. Ty i ja. Kino. Sobota? - zapytał - To jak? - Connie znów kopnęła mnie pod stołem, przekazując mi w ten sposób, abym się zgodziła. W sumie co mi szkodzi? Nie musi być z tego od razu jakieś wielkie love prawda? To tylko jedno wyjście. Pewnie chłopak chce coś udowodnić przed kumplami, jak i przed samym sobą. Co mi tam, prawda?

           -Ok.
           -Ok? To znaczy, wow. Super - powiedział - Zgadamy się jeszcze w szkole. Cześć Linsey. Connie - po tym odszedł od nas wychodząc z kawiarni. Zapewne skończył już swoją zmianę na dziś. W sumie nie obchodzi mnie to? A raczej nie powinno.
           -Wow - Connie prawie, że położyła się na swoim krześle - Właśnie umówiłaś się na randkę z Philip’em Atkin’em!
           -To nie jest randka - mruknęłam w swój kubek chcąc, aby Connie przestała o tym mówić. To nie była randka. To zwykłe koleżeńskie spotkanie. Bo czy można nazwać randką, wyjście z kimś, z kim rozmawiało się tylko, przy zamawianiu swoje czekolady bądź kawy? Wątpię.
           -To jest RANDKA!
           -Ty tak sądzisz.
           -Możesz jeszcze raz mi przypomnieć dlaczego się z Tobą przyjaźnię? - zapytała - Albo nie! Nie chcę słuchać znów Twojego wywodu na ten temat.
           -Dzięki.

***

           -Jestem - krzyknęłam, gdy zamknęłam za sobą drzwi domu. Ściągnęłam swoje trampki i udałam się w stronę salonu, gdzie miałam zamiar zastać mamę i nie pomyliłam się. Siedziała na kanapie, przykryta kocem, w ręce trzymając książkę, a na ławie zaraz przy kanapie stała lampka białego wina - Mamo? - wzdrygnęła się gdy usłyszała mój głos tak blisko i zsunęła okulary ze swojej twarzy patrząc na mnie.

           -Jak było?
           -Średnio - powiedziałam i wsunęłam się pod koc, wtulając się w jej bok - Philip Atkin’s zaprosił mnie do kina w sobotę - spojrzałam na okładkę książki, którą mama trzyma w swoje ręce i wcale się nie zdziwiłam, gdy moim oczom rzucił się napis “Ania z Zielonego Wzgórza”. Moja mama kocha tą powieść i mimo, że zna ją na pamięć, mogłabym ją czytać bez przerwy.
           -Zgodziłaś się?
           -Taa - powiedziałam - Ale nie wiem, czy dobrze zrobiłam. To znaczy Connie uważa, że to full wypas, ale... Ehhh nie wiem. Philip niby zawsze był dla mnie miły i nigdy nie patrzył na mnie przez pryzmat Ciebie. Mam na myśli, nie patrzył na mnie jak na córkę nauczycielki, ale... Zresztą znamy się tylko ze Starbucks’a! - wyrzuciłam ręce w górę wytrącając tym samym książkę z rąk mamy - Ojej! Przepraszam - chciałam się już nachylić by ją podnieść i podać mamie, ale zatrzymała mnie jej dłoń na moim ramieniu, więc spojrzałam na nią.
           -Idź - powiedziała - Kto wie. Może ten Philip akurat okaże się kimś, kto podbije Twoje niedostępne serce? Może akurat okaże się, że jest kimś wartym Twojej uwagi? - zastanowiłam się nad słowami mamy. Może ma rację? Może powinnam pójść i zobaczyć jak będzie? Może Philip naprawdę jest fajnym chłopakiem, który nie jest taki jak reszta? Może okaże się, że wcale nie interesują go półnagie dziewczyny, a te które mają coś w głowie?
           -Masz rację - powiedziałam - A teraz wybacz. Pójdę wziąć szybki prysznic i położę się - ucałowałam mamę w policzek i wygrzebałam się spod koca - Dobranoc.

Harry

           Rzuciłem swoją torbą w kąt i przeszedłem do kuchni by usadowić się na krześle. Dzisiejszy dzień wypompował mnie całkowicie, a wiem, że będę musiał zdać relacje Louis’owi gdy tylko do mnie wpadnie zaraz po swojej pracy. Tak naprawdę nie miałem na to siły, ale co mogłem zrobić? Nic. Z Louis’em nie dało się wygrać w żaden sposób. On zawsze dostaje to czego chce.

           Wstałem i skierowałem się w stronę łazienki, zrzucając po drodze swoje ciuchy, którymi nie przejmowałem się. Miałem w głębokim poważaniu, że zostawiam za sobą przysłowiowy burdel, teraz miałem tylko ochotę wziąć gorący prysznic i jakoś nastawić się psychicznie na najbliższe dziesięć miesięcy. No w sumie to mniej, ale według całego planu tej durnej komisji, to jest dziesięć miesięcy. Dobra. Koniec. Nie będę myślał teraz o tym, gdy mam chwile wolnego. Celowo nie zadawałem, dziś żadnych zadań tym tępakom, aby mieć choć jeszcze kilka dni wolnego. W sumie do końca tygodnia mogę sobie jako tako odpuścić, ale już w następnym tygodniu skończy się pobłażanie. Pokaże im, że z Harry’m Styles’em nie ma co zadzierać. Nie wiem jaki był poprzedni nauczyciel mojego przedmiotu, ale je nie mam zamiaru być tym, który daje jakiekolwiek ulgi komukolwiek.

           -Kurwa! - wrzasnąłem na cały głos gdy usłyszałem dzwonek do drzwi - Louis! Frajerze wiem, że masz klucze! - krzyknąłem na tyle głośno, aby przyjaciel mnie usłyszał i dalej brałem zasłużony prysznic.
           -I po co te nerwy? - usłyszałem po nie całych pięciu minutach głos mojego przyjaciela - I wyłaź stamtąd bo się odmoczysz pięknisiu.
           -Spierdalaj! - warknąłem, ale zakręciłem kurek z wodą i odsunąłem kotarę - Podaj mi ręcznik - rzuciłem w stronę Louis’a i przeczesałem swoje loki zarzucając je na tył głowy - Dzięki - wytarłem swoje włosy, rzuconym przez Louis’a ręcznikiem, po czym owinąłem go sobie wokół bioder i wyszedłem spod prysznica i podszedłem do lustra stając przed nim.
           -Nie stój za długo przed tą taflą bo wychodzimy dziś.
           -Co? Nie! Nigdzie nie idę!
           -Idziesz.
           -Nie - powiedziałem - Jutro muszę być na ósmą w pracy i nie mam zamiaru zaspać tak jak dziś - powiedziałem i spojrzałem na odbicie Louis’a - Mówię poważnie, stary - powtórzyłem, gdy widziałem, że mój przyjaciel uśmiecha się głupkowato.
           -Oh daj spokój Harry! - machnął ręką - To tylko jedno piwo! Obiecuję! - powiedział trzymając dłoń na sercu.
           -Tylko jedno piwo.
           -Yeah! - krzyknął - Chłopaki! Udało się!
           -Ty chyba, sobie kurwa żartujesz! - krzyknąłem i wychyliłem się z łazienki. Skrzywiłem się słysząc głosy Zayn’a i Niall’a - Serio? - spojrzałem na Louis’a, a on tylko wzruszył ramionami wychodząc z mojej łazienki. Zajebiście, po prostu. Naprawdę nie miałem ochoty dziś nigdzie wychodzić, ale już obiecałem, także chcąc nie chcąc muszę.
           -Pośpiesz się Pięknisiu!
           -Jebaj się Niall!!
           -Też Cię Kocham! - pokręciłem głową, ale zacząłem się szykować. Czy my naprawdę jesteśmy dorosłymi facetami po studiach?

***

           -No i jak? - spojrzałem na Niall’a upijając łyk z mojego kufla - Znalazłeś coś?
           -Znalazłem więcej niżbym chciał - powiedziałem z uśmiechem na ustach - Dużo więcej - znów upiłem łyk z mojego kufla.
           -Co to znaczy? - zapytał Liam, który dołączył do nas godzinę później od naszego wyjścia - Powiedz nam - posłałem im uśmiech, ale nic nie powiedziałem. Jeszcze nie pora. Jeszcze czas. Nie chcę nic zapeszać, dlatego nie chciałem im nic powiedzieć.
           -No nie bądź łajza Harry!!
           -Louis - powiedziałem i położyłem mu dłoń na ramieniu - Powiem, wam, gdy już mój plan się powiedzie - cała czwórka uśmiechnęła się i podniosła swoje kufle na znak toastu.
           -No to za powiedzenie się planu!
           -Za powiedzenie się planu - zawtórowaliśmy Niall’owi.

***

           -Kurwa - jęknąłem, gdy dźwięk budzika wywiercał mi dziurę w głowie swoim, piskliwym dźwiękiem. Wiedziałem, że wypad z nimi tak się skończy. Wiedziałem, że to nie będzie tylko jedno piwko, o którym tak zażarcie zapewniał mnie Louis - Szlag by to - znów stęknąłem przewracając się na drugi bok - No to są kurwa chyba jakiej jaja! - wrzasnąłem naprawdę zły gdy zamiast zatrzymać się na chłodniejszej części łóżka, znalazłem się na zimnych i twardych panelach - Nie mam mocy.
           -Wstawaj! - nie błagam wszystko, ale nie to - No już! Dupa do góry profesorze Styles!
           -Pierdol się Tomlinson! - ale tak jak kazał Lou podniosłem, swoją dupę z tych twardych paneli i ruszyłem w stronę łazienki, by wziąć zimny i rozbudzający prysznic, zanim poprawię moje rozbudzenie czarną, mocna kawą bez cukru. Owinąłem swoje biodra puszystym ręcznikiem i opuściłem nie wielkie okafelkowane pomieszczenie by zatrzymać się w swojej sypialni i móc się ubrać. Wybrałem moje ulubione ciemne i wąskie spodnie a do tego błękitną koszulę, której rąbek wpuściłem w spodnie. Chwyciłem jeszcze moją ciemną marynarkę z oparcia krzesła i ruszyłem do wyjścia, zabierając spod drzwi moją torbę.

           -Dłużej się nie dało? - pokazałem przyjacielowi środkowy palec i odebrałem od niego kubek z parującą kawą. Wziąłem jej łyk i przymknąłem oczy z przyjemności. Kto jak kto, ale Louis Tomlinson jest najlepszy w parzeniu kawy - Więc...
           -Nic Ci nie powiem - od razu zareagowałem wiedząc do czego zmierza brunet, a ja nie miałem zamiaru mu nic mówić. Nie teraz.
           -Pfffff, to ja się zrywam z samego rana, żeby zrobić Ci przepyszną kawusię i obudzić abyś nie spóźnił się do pracy, a Ty...
           -Louis - powiedziałem i spojrzałem na niego - Powiem Ci gdy przyjdzie czas ok?
           -Trzymam Cię za słowo Styles - burknął - Ale teraz lepiej już wyjdź, jeśli nie chcesz się dziś spóźnić do pracy.
           -Kurwa - to było moje ostatnie słowo zanim wypadłem z mieszkania jak burza zarzucając na siebie w biegu marynarkę i torbę na ramię. Wybiegłem z budynku i zatrzymałem się nagle.

           -Harry! - odwróciłem się i spojrzałem w górę gdzie z drugiego piętra, a dokładniej z okna mojej kuchni wyglądał Lou - Łap, zapominalska łajzo! - wystawiłem dłonie tak aby kluczyki mojego auta wpadły dokładnie w nie, co się dokładnie stało.
           -Dzięki! - tym razem będąc już pewnym, że mam wszystko wsiadłem do auta i ruszyłem w kierunku mojej pracy, przygotowując się psychicznie na kolejny dzień spędzony z tymi głąbami.

2 komentarze:

  1. Co ten Harry ukrywa aż mnie skręca z ciekawosci...czekam na nexta pzdr Kinga :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. masz nową czytelniczkę , mnie ;)

    OdpowiedzUsuń